Ariana | WS | Blogger | X X

Strony

piątek, 26 sierpnia 2016

Zanim się pojawiłeś - największy chłam roku 2016?

Louisa Clark, zadowolona ze swojego dotychczasowego życia dwudziestosześciolatka, traci pracę. Jako że jej rodzina jest w bardzo słabej sytuacji finansowej, Lou nie pozostaje nic innego jak znalezienie zatrudnienia gdzie indziej. W końcu, po wielu próbach, panna Clark zostaje opiekunką z lekka despotycznego Willa Traynora, tetrapelgika władającego sarkazmem jak mało kto. Wypadek sprzed dwóch lat wyrył znamię na całym jego życiu i odebrał chęć do czegokolwiek. Czy Louisie uda się przywrócić Willowi wiarę, że jego życie wciąż może być piękne?


Ale od początku. Najpierw muszę przyznać, że styl Jojo Moyes jest dobry, nawet bardzo dobry. Książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, lecz tutaj chyba koniec zalet. No może oprócz jednej postaci, ale o tym niżej. Od pierwszej strony książka wciąga, lecz przez prawie 400 stron nie dzieje się absolutnie nic, co przykułoby moją uwagę. Bez obrazy dla autorki, a wręcz z szacunkiem ze względu na podjęcie się tak trudnego tematu, ta powieść nie podbiła mojego serca.






"- Zastanowiłem się, co by mnie uszczęśliwiło i co chcę robić, a potem nauczyłem się tego zawodu, żeby to się spełniło.

- Kiedy to mówisz, brzmi to bardzo prosto.
- Bo to jest proste. Problem tylko w tym, że wymaga dużo ciężkiej pracy. A ludzie nie lubią się męczyć."





Co do bohaterów, bardzo podoba mi się sposób, w jaki autorka wykreowała postać Louisy. Wydaje mi się, że po prostu nie da się nie lubić panny Clark, lekko ekscentrycznej i oryginalnej, miłej i zabawnej, opiekuńczej i troskliwej, altruistycznej i w końcu, nareszcie, egoistycznej - jeśli to, co zrobiła pod koniec książki można tak nazwać. Bo to w końcu Will przekonał Lou, że warto walczyć o marzenia; że trzeba brać z życia garściami, póki można; by w podeszłym wieku, siedząc na bujanym fotelu pod ciepłym kocem, móc bez żalu powspominać swoje wspaniałe życie. 




"- Wiesz, że raz wjechała tyłem w słupek i przysięgała, że to była wina słupka...

- Zobaczyłbyś, jak opuszcza rampę z wózkiem. Czasem wysiadanie z samochodu przypomina raczej Turniej Czterech Skoczni."







Co do postaci Willa mam mieszane odczucia. Z jednej strony mam go za pieprzonego egoistę, który od zawsze robi to, co mu się podoba, nie myśląc o konsekwencjach, lecz z drugiej przeziera obraz miłego człowieka, który tylko chowa się za maską przysłowiowego dupka. Dupka, którego całkowicie rozumiem. 



Odpowiadając na tytułowe pytanie, "Zanim się pojawiłeś" nie do końca zasługuje na miano największego chłamu tego roku, lecz tej książce nie brakuje też dużo do otrzymania tego tytułu. Jest to tylko kolejna przeciętna książka o tej tematyce, która nie zrobiła na mnie absolutnie żadnego efektu "wow". 

Podsumowując, polecam tę książkę tym, którzy chcą przekonać się, czy plan Lou się powiedzie, a jeśli nie - jakie będą tego konsekwencje. 





Źródło zdjęcia: 1


Zgodnie z Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych niniejszym zabraniam kopiowania oraz rozpowszechniania moich tekstów. Jeśli chcesz w jakiś sposób wykorzystać moją pracę, zapytaj. Za naruszenie praw autorskich kodeks przewiduje kary grzywny i/lub pozbawienia wolności do lat 2.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Ugly love - recenzja



"Na razie przychodzą mi do głowy tylko dwie. Nie pytaj mnie o przeszłość i nie licz na przyszłość".



Ten fragment doskonale obrazuje, jaka relacja miała połączyć Milesa i Tate. Pewien układ, na który oboje przystają, zmieni coś w ich życiu (jakże by inaczej). Czy będzie to zmiana na dobre? Czy wytrwają w swoich postanowieniach i nie zakochają się w sobie?





Według mnie historia przedstawiona w "Ugly love" niczym nie wyróżnia się na tle innych książek tego gatunku. Główni bohaterowie, Miles i Tate, są do bólu nijacy i przewidywalni. Swoim zachowaniem, jakiego notabene nie rozumiem, denerwowali mnie. Mimo wszystko, styl autorki podobał mi się, rekompensował nawet w pewnym stopniu infantylne określenia i sceny erotyczne, swoją drogą chyba niezbyt udane, które stanowiły praktycznie większość książki. Tak, "Ugly love" składa się głównie z retrospekcji, przemyśleń Tate i sexu. Może to dobrze, może to źle - nie wiem. Do mnie to jednak nie przemawia.




"- Jest takie powiedzenie: kiedy życia daje ci cytryny...
- Zrób z nich lemoniadę - kończę za niego. 
Kapitan patrzy na mnie i kręci głową.
- W mojej wersji brzmi ono nieco inaczej. Kiedy życie daje ci cytryny, upewnij się, że wiesz, w czyje oczy wycisnąć z nich sok."



"Ugly love" z pewnością nie jest jakąś wybitną książką, lecz nie jest też do szpiku kartek zła. Ot, zwykły romans z elementami obyczaju, o którym nie pamięta się zbyt długo. Osobiście książka mi się nie podobała, jak to mówią - dupy nie urywa, staniki nie latają - ale mimo wszystko nie wspominam jej jakoś szczególnie źle. To było moje pierwsze spotkanie z tą autorką, lecz wydaje mi się, że tym, którzy pokochali inne powieści Coleen Hoover, "Ugly love" powinno się spodobać. 




"Miłość nie zawsze jest piękna, Tate. Czasami przez lata masz nadzieję, że okaże się czymś innym. Czymś lepszym. A potem, zanim się spostrzeżesz, wracasz do punktu wyjścia i zostajesz z niczym."



Na uwagę zasługuje także kilka ostatnich rozdziałów, które mimo tego, że są dość przewidywalne, nadały tej historii nowego znaczenia. 


  Podsumowując, książka ta niezbyt mi się podobała, mimo kilku plusów: nie wlekła się, miejscami bywała mądra, a styl autorki jest naprawdę dobry. Tym razem polecam tę książkę tym, którzy już znają twórczość Coleen Hoover, gdyż nie jest to raczej dobra pozycja na początek.







Zgodnie z Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych niniejszym zabraniam kopiowania oraz rozpowszechniania moich tekstów. Jeśli chcesz w jakiś sposób wykorzystać moją pracę, zapytaj. Za naruszenie praw autorskich kodeks przewiduje kary grzywny i/lub pozbawienia wolności do lat 2.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Yesterday - Haruki Murakami. Recenzja

  Dziś przychodzę do Was z recenzją jednego z opowiadań Harukiego Murakamiego - "Yesterday", które właśnie skończyłem czytać. Tak, piszę to pod wpływem emocji, ale mam nadzieję, że wyjdzie w miarę składnie. Dodatkowo, utwór pochodzi ze zbioru "Mężczyźni bez kobiet". 


  Dwóch młodych mężczyzn poznaje się, pracując w kawiarni. Każdy z nich chciałby coś zmienić w swoim życiu, stać się kimś innym. Lecz czy to w ogóle możliwe? Czy da się zmienić to, kim się jest, jak zostało się wychowanym? A w końcu, czy jest coś jeszcze poza dniem dzisiejszym? Czy warto planować przyszłość lub rozpamiętywać przeszłość?






  Jak to z dziełami Harukiego Murakamiego bywa, nic nie jest podane na tacy. Bo nie mogę nazwać tego, co wyszło spod jego pióra inaczej niż dziełem. To zupełnie inny poziom, inna perspektywa. Nawet jeśli nie widzę wszystkich ukrytych sensów, doceniam to, jak pisze Murakami. Ale przechodząc dalej:



"Przecież i tak nie wiemy nic prócz "na razie". Jeśli chcesz mówić dialektem z Kansai, to mów sobie, ile chcesz. Mów, aż cię zatchnie. Jak nie chcesz się uczyć do egzaminów, to się nie ucz. Jak nie chcesz Erice włożyć ręki do majtek, to nie wkładaj. To twoje życie. Więc rób, co chcesz. Nie miej skrupułów."



  Murakami w tym opowiadaniu przypomina przede wszystkim, że liczy się teraz. Sugeruje, żeby nie powiedzieć każe, troszczyć się o to, co mamy i kogo mamy, właśnie w tej chwili, nie jutro, bo możemy to utracić. Mówi także, że choć często jest tak, że boimy się jutra, nie warto. Jak to się utarło, 'Whatever will be, will be." 



"Myślę, że byłoby cudownie, gdybyśmy mogli wyruszyć we dwoje w taką podróż. Co wieczór, siedząc blisko siebie, patrzylibyśmy przez luk na księżyc z lodu. Księżyc rano topnieje, ale wieczorem znów się ukazuje. Lecz może by tak nie było. Pewnego wieczoru by już nie wzeszedł. Na tę myśl ogarnia mnie wielki strach. Tak się boję, że na samą myśl, co mi się jutro przyśni, uchodzi ze mnie powietrze."






Co tu dużo mówić o stylu - typowy Murakami. Od groma nawiązań do różnego rodzaju kultury, jeszcze więcej przenośni i specyficzny dla niego język. Jak to dzieła Harukiego, utwór czyta się szybko, a potem długo nie można o nim zapomnieć.




Podsumowując, to jedno z lepszych opowiadań, jakie czytałem i zdecydowanie polecam je każdemu. Może nie zagwarantuje, że spodoba się każdemu, bo Murakamiego albo się lubi, albo nie, ale z całą pewnością polecam.






Źródło zdjęcia autora: 1

Zgodnie z Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych niniejszym zabraniam kopiowania oraz rozpowszechniania moich tekstów. Jeśli chcesz w jakiś sposób wykorzystać moją pracę, zapytaj. Za naruszenie praw autorskich kodeks przewiduje kary grzywny i/lub pozbawienia wolności do lat 2.

środa, 10 sierpnia 2016

Apollo i boskie próby. Ukryta wyrocznia - recenzja

   Po wygranej wojnie z Gają Apollo zostaje skazany przez Zeusa na wygnanie z Olimpu. Bóg staje się człowiekiem, ba!, do tego niezbyt atrakcyjnym. Apollo jako Lester Papadopoulos, wraz z nową panią, Meg, trafia do Obozu Pólkrwi, gdzie nie czekająna niego dobre wieści. Przekazywanie wiadomości - przez iryfon, Internet czy też sieć komórkową stało się praktycznie niemożliwe, a wyrocznia delficka przestała "działać". Jeśli tego byłoby mało, to nie wszystko, z czym musi poradzić sobie Apollo. Czy pozbawionemu boskich mocy synowi Latony uda się uratować przyjaciół i Obóz Półkrwi?




Zacznijmy od tego, że z całą pewnością nie jest to najlepsza książka Ricka. Nie mówię o tym, żeby Was zniechęcić, lecz by ostrzec, że nie należy się po niej dużo spodziewać. Pierwsza część nowej serii Riordana miała potencjał, by powalić na kolana. Czy to zrobiła? Według mnie nie. Szczerze mówiąc, nie ma w niej nic nowego, może poza ukazaniem "zamiany" Apolla, o czym trochę później. Po tylu książkach Riordana przez pierwsze kilkadziesiąt stron odkładałem "Apolla..." kilka razy. Potem też nie ma rewelacji, lecz jak to się mówi, da się czytać. 

Nie podoba mi się także to, jak wydana została ta książka.


Nie powiem, że książkę czytało się przyjemnie, bo tak nie było. Strasznie denerwowały mnie komentarze Apolla, nie mówiąc już o haiku. Co prawda pod koniec to się trochę zmieniło, lecz nie wiem, czy uważać to za coś dobrego. Apollo zmienił się z, wybaczcie, cynicznego dupka i egoisty w kogoś kochającego, troskliwego i empatycznego. Nie sądzę, by dało się naprawić 4000 lat w czasie akcji tej książki. Ale to tylko moje zdanie.





Jednym z niewielu plusów tej książki są starzy, dobrzy bohaterowie, którzy przewijają się na jej łamach. Chodzi mi tu przede wszystkim o Nico oraz pewną osobę, której bym się tam nie spodziewał. Pojawienie się jej było jedynym 'wow', jakie mogę przyznać tej powieści. 

Podsumowując - pomimo tego, że pierwsza część mnie nie przekonała, z całą pewnością sięgnę po następne. Mam nadzieję, że Rick mimo wszystko jakoś urozmaici tę historię, która niestety wydaje mi się aż nazbyt przewidywalna. Kończąc, chciałbym dodać, że nikomu nie odradzam czytania tej książki. Jeśli kochacie książki Riordana i dotychczas Was nie nudziły lub dopiero zaczynacie przygodę z Rickiem, jak najbardziej polecam "Apolla i boskie próby. Ukrytą wyrocznię".









Zgodnie z Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych niniejszym zabraniam kopiowania oraz rozpowszechniania moich tekstów. Jeśli chcesz w jakiś sposób wykorzystać moją pracę, zapytaj. Za naruszenie praw autorskich kodeks przewiduje kary grzywny i/lub pozbawienia wolności do lat 2.

środa, 3 sierpnia 2016

Papierowe zdobyczne miesiąca #13 lipiec 2016

Jako że w czerwcu nie kupiłem nic, nie było postu, lecz w lipcu było nieco lepiej :)

1. "Sprawa Niny Frank" K. Bonda
2. "Tylko martwi nie kłamią" K. Bonda
3. "Florystka" K. Bonda
4. Dziewczyna z pociągu" P. Hawkins
5. "Jeden dzień" D. Nicholls







A Wy?? Co zakupiliście w lipcu?

Obserwatorzy